Różne są podejścia do przygotowania ogrodu bylinowego do zimy – jedni ogrodnicy wycinają byliny na jesieni, inni zostawiają byliny do przedwiośnia.
W przypadku ogrodów perfekcyjnych, gdzie wszystko musi być uporządkowane, posprzątane i „porządne”, większość bylin jest zwykle wycinana. Mój ogród do takich nie należy, dlatego elastycznie podchodzę do wszelkich porządków, które zawsze wiążą się z dodatkową pracą. Oprócz tych walorów praktycznych jest wiele zalet pozostawienia bylin do wiosny.
Przede wszystkim to schronienie dla małych zwierząt, w tym ptaków. To także doskonałe źródło pokarmu dla nich. W moim ogrodzie codziennymi gośćmi są bażanty i kuropatwy. Z okien domu da się zauważyć jak podskubują np. monardy czy jeżówki. Dlatego większość takich bylin z nasionami zostawiam w spokoju na zimę. A jeśli już wycinam, to nie zbieram resztek, tylko zostawiam na ziemi. Wówczas ptaki i tak znajdą to co lubią, a badyle nie straszą (wycinam tylko te byliny, które, naprawdę źle wyglądają).


Oprócz pożytków dla zwierząt niektóre byliny wyjątkowo ładnie wyglądają ze szronem czy śniegiem. Dla takich efektów wizualnych warto przeczekać jesień i zimę. Choć zimy są coraz bardziej łagodne, to nawet kilka dni z lekkim mrozem czy śniegiem potrafi zapewnić efekt WOW. To dodatkowy wymiar ogrodu bylinowego.


Jeśli natomiast zima jest łagodna, to pozostawione byliny ograniczają chwasty, które nawet w grudniu potrafią sobie dobrze radzić np. wiechlina. Gdybym wyczyściła cały ogród z bylin na jesieni, to do wiosny zostałby on zajęty przez chwasty.
Jeszcze inna sprawa to osłona przed wiatrem. Niektóre byliny jak perowskie czy sadźce są wyjątkowo wysokie i dlatego stanowią naturalną barierę ochronną przed przeciągami, co jest ważne w przypadku wrażliwych roślin. Zamiast osłaniać je na zimę, można zostawić im sąsiadów- byliny i zwykle to wystarczy.
